środa, 24 kwietnia 2013

Liebster Blog Award - prezent od Eldanii

Jest mi niezmiernie miło, że mogłam znaleźć się w gronie wyróżnionych osób. A tym bardziej, że Eldanii opatrzyła swoje wybory serdecznym komentarzem. Dlatego też postaram się stanąć na wysokości zadania i odpowiedzieć ładnie i kolorowo na będące częścią wyróżnienia pytania. No to zaczynamy!

1. Mój sposób na deszczowy dzień to polarowy koc, kot pod pachą i kubek gorącej czekolady w dłoniach.


2. W tęczy lubię jej subtelną magię wywoływania pozytywnych odczuć. Widzisz - i buzia sama się śmieje :)


3. Jeśli spacer to gdzieś gdzie nie ma ludzi, nie ma śmieci po nich. I na pewno z kimś. Nie po to by obronił przed wilkiem, ale bym się nie zgubiła po dwóch pierwszych zakrętach :)


4. Moje hobby - skutecznie odciąga mnie od zadań priorytetowych!


5. Cenię sobie chwilę wyłącznie dla siebie i z sobą... I zrozumienie, że je cenię.


6. Nie wyobrażam sobie życia bez kogoś bliskiego. Kogo będę mogła przytulić i do kogo będę mogła...


7. Mam nadzieję, że - powiedzmy - za pół wieku, będę z siebie zadowolona :)


8. W ludziach szukam - coraz częściej i z coraz większym trudem - inteligencji (O tempora, o mores!).


9. Uśmiecham się zawsze, kiedy napotykam na swojej drodze kociego sierściucha.


10. Lubię siebie za za długi nos i sterczące uszy, za małe cy*** i za dużą pupę :) No dooobra, lubię za optymizm.


11. Życie osładzam sobie do'dusznie - wszystkim, co miłe dla oka i ucha. A tak do'ustnie - wszystkim co słodkie, a zwłaszcza marrrrcepanem!


Dalszą część zadania pozwolę sobie zostawić na jutro...

sobota, 20 kwietnia 2013

Na kolonialnie

A obiecałam sobie, że herbaciarkę skończę dopiero, jak napiszę choć niewielką, aczkolwiek przyzwoitą część tekstu do prezentacji (pt. Jak w epoce kamienia udomowiano wodę.). No i co? Wyszło, jak zwykle. Ale, że to była jedyna rozbabrana i niedokończona praca, jestem pełna nadziei, że teraz to już na pewno nic mnie nie będzie rozpraszać!
Zabejcowane pudełeczko z podziałką na trzy czekało na dostawę serwetek. Jak się jednak okazało, wzór, który zamierzałam nanieść był za mały więc postanowiłam zaryzykować i porzucić zasadę "umieszczamy wzory w polu z bejcową ramką". Ostatecznie zamiast jednej, zużyłam kawałki czterech serwetek. Miały na siebie zachodzić, więc naklejałam je "na raty", lakierując i podmalowując potem na biało miejsca, na których miały być przylepione "wyższe" warstwy-wzory.


Kolejnym eksperymentem było - tak, wiem... dla decouwyjadaczy te wszystkie eksperymenty to chleb powszedni - postarzenie wzorów patyną w paście (Stemperia/ Ombra). Nie wiedziałam, czy składniki patyny nie wejdą w wesołą reakcję z bejcą albo lakierem... ale chyba się zaakceptowały.
I tak to się ma w szczegółach:




To co widać na prawo od zamknięcia, to ogonek ważki. Towarzyszy jej jeszcze znaczek ze stempelkiem. Niestety zdjęcie mi się prześwietliło i nie chciałam takiego umieszczać. Ale jak tylko poprawię je, to dorzucę:) 

Wewnątrz podbejcowałam tylko brzegi i przekładki pudełka. Zapakowałam herbatki. I w takiej oto formie pudełko powędrowało na półkę do kuchni.

Coś z niczego

W ramach porządkowania zaległości, chciałabym pokazać Wam zegar, który jakiś czas temu pojawił się w mojej kuchni. Początkowo, jako cyferblat miała posłużyć duża, szklana pokrywka, z której odpadła rączka, ale pomyślałam że skoro tłem będzie jedna wielka płaszczyzna, to trochę szkoda marnować potencjału szkła :) Pomysł wziął się z tego, że wyremontowana kuchnia dostała pasek zmywalnej tapety o gazetowym deseniu. Oczywiście zostało trochę ścinków, więc mając owe oraz mechanizm wcześniej już zakupiony zaczęłam rozmyślać nad koncepcją. A że jak remont to i sporo innych fajnych fantów pod ręką, to wywlekłam kawał pilśni i przycięłam w kwadrat o boku ok. 25cm. Zapaciałam na biało, brzegi przybrudziłam na czarno. Wkręciłam wskazówki i zaczęłam dumać co dalej. Jakie i z czego mają być cyferki? Dumałam na tyle długo, że Biszkopt zdążył poznęcać się nad tykającą zabawką i unieruchomić cały mechanizm :) Z malowaniem to wiadomo, równo na bank nie wyjdzie. Drukarka nie działa, zresztą i tak atramentowa więc kiszka... Ale tak akurat się złożyło, że odwiedziłam Mamę. A u niej w kuchni wisiał kalendarz kartkowy. Mama dostała bojowe zadanie - zebrać kartki z dniami, które da się wykorzystać jako godziny!


Wyszło to jako tako. Bez szczególnej finezji. Z bliska widać, że cyferki przyklejone są do nierównej powierzchni (po tapeta jest gruba i robi "schodek" z płytką). Oczywiście, mogłam kupić drewnianą płytkę - bazę oraz papier z nadrukowanym cyferblatem (pewnie wtedy cyfry byłyby równo rozmieszczone). Ale to miał być pomysł - no właśnie, albo tani na zegar zrobiony z materiałów będących pod ręką, albo kreatywny - na zegar  zrobiony przy wykorzystaniu tego, na co, gdy tylko ma się odrobinę chęci, można trafić przekopując szuflady, stare kartony i zakamarki piwnicy :)

Grunt, że jest i działa, i dopełnia gazetową ścianę :)

piątek, 19 kwietnia 2013

Doceńmy rękodzieło - inicjatywa Lore Art

Dziś trafiłam na stronę Niny, której inicjatywę, za sprawą swojej nikłej osoby, chciałabym puścić dalej w świat . Oczywiście, podpisuję się pod nią obiema rękoma (prawą trochę nabazgrolę, ale dam z siebie wszystko!).

http://lore-art.blogspot.com/2013/03/docenmy-rekdzieo.html#comment-form

Pozwoliłam sobie podkraść opowiastkę, która oddane sendo sprawy. Oto i ona:

"Dawno temu w Paryżu modna dama udała się do modystki aby zamówić nakrycie głowy ostatni krzyk mody. Modystka owo nakrycie wykonała zużywając 5 metrów wstążki. Kiedy dama usłyszała cenę z oburzeniem zawołała: Co!!!! 300 franków za 5 metrów wstążki!!?? Pani chyba oszalała! Na to modystka kilkoma sprawnymi ruchami rozpruła piękny czepek, zwinęła wstążkę podała oburzonej damie i powiedziała. Zapłata jest za moje umiejętności i prace, wstążkę daje pani gratis!"

czwartek, 18 kwietnia 2013

Na romantycznie

Pierwsza z serii przeróbek szkła po winie :) Pierwsza, bo na biurku na dobry początek wylądowały dwie butelki (więcej się nie zmieściło, bo - oczywiście - pół biurka zajmuje kapeć dla kotów... ale bez kapcia koty miałabym na bank na klawiaturze... Okno, przy biurku - sami rozumiecie. Najlepsza miejscówka w domu...). No i tak sobie obmyśliłam co i jak. Tyle że po wykonaniu tej buteleczki zapomniałam co miałam zrobić z następną :P

Wypaciałam pierw szkło specjalnie dobraną pod kolor serwetki mieszanką akryli, która po naklejeniu róż - a jakże! - okazała się nie mieć nic wspólnego z barwą otaczająca kwiaty, hehe. Po zalakierowaniu całości i ponownym dobraniu farby przemalowałam raz jeszcze wszystko i lekko podcieniowałam kwiaty oraz liście.




Małżonek uznał, że jest OK. Znaczy się, by było... gdyby nie ta wstążka. Faceci...


Wiosny ciąg dalszy :)


Czas na wiosenne porządki w ogrodzie. To taki fantastyczny pretekst, gdy powinno się siedzieć na dupsku i pracować nad prezentacją i tekstem wystąpienia (a konferencja już na początku maja!). Ale trochę ruchu z grabkami powinno wyjść mi tylko na dobre. Oczywiście nie mogło zabraknąć pomagiera! Chajjot z uporem maniaka łaził za mną i wszędzie tam, gdzie ziemia została lekko zruszona grabiami, to za chwile walec-sierściuch ugniatał i wchłaniał w siebie luźne grudki ziemi, mech i pozostawione liście (kategorycznie dziś nie śpi z nami w łóżku!).

Tu - w towarzystwie żurawiny i...


Siedzącej w jej cieniu, a zapewne wędrującej w kierunku pobliskiego małego oczka - traszki.


Wiosna!



A jednak wiosna zawitała i do mnie. Choć jeszcze tak bardzo delikatnie muska rośliny, to nie sposób nie słyszeć, że jest. Ptaki od świtu świergolą wniebogłosy... No i zaczęły się amory :) Nad jezioro zleciały już kaczki, łabędzie i żurawie. A że nie siedzę godzinami przed komputerem w saloniku, pisząc kolejne opracowanie wyników badań archeo,  mogę w tym roku podziwiać zaloty błotniaka stawowego. Para błotniaków, podobnie jak w zeszłym roku (a pewnie i wcześniej) upodobała sobie łączkę kilkaset metrów od naszej działki. A że jest jeszcze cisza i spokój (nie ma letników, którzy stanowią 80% lokatorów pobliskich działek), więc pan błotniak może w całej swej okazałości szybować niemal aż po płot sąsiadów... Muszę wybrać się na polowanie z aparatem.
Ale i za oknem też nie mniej ciekawie. Małżonek mnie upomina, coby powoli przestawać karmić braci mniejszych, ale przecież pąków, owadów czy owoców albo jeszcze brak, albo jest ich jak na lekarstwo! Słonecznikiem zatem nie gardzą bogatki, czubatki, modre i ubogie sikorki (te ostatnie, maleństwa to moi ulubieńcy), czyże, dzwońce, zięby i wiewiórka. Wczoraj zaś ku mojemu zaskoczeniu, na śniadanie przyleciał (a raczej zleciał i oklapł na gałęzi) - grubodziub (!).




Wiewiórę trochę przeostrzyłam, ale jakoś tak przez szybę trochę zamgliło zdjęcie i coś trzeba było na to poradzić... Skubana wiedziała, że jest w obiektywie! :)

A to moje ukochane maleństwo. Grzeczne, spokojne... Zanim dopcha się przez stado bogatek i czyży do karmidełka, to już prawie nic tam nie zostaje :( Regularnie powtarzam i przypominam Miśce, że jej nóżki z pupki powyrywam, jak mi przyniesie któreś z tych maleństw!

 

P.S. Co do szykownego porcelanowego buta, hiciora z zeszłego wieku, z lat mej młodości... to stał i stał w szafce, i straszył. Miał iść na śmietnik, ale tak jakoś trafiłam na podobną przeróbkę w internecie, a że przy okazji cebula poszła mi w szczypior - to pomyślałam - a niech ma but, paskudny, to swoje drugie życie! Tylko czy aby stracił choć trochę z tej swej paskudności na takiej oto decou-morfozie? Hmm... :-)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wyzwanie Wielkanocne w Piątek Trzynastego

Myślę, że będzie to ciekawe ukoronowanie tych śnieżnych świąt i jajecznego akcentu :) Jedno ze swoich tegorocznych tworów postanowiłam zgłosić do oto takiego wielkanocnego wyzwania:


http://blog.piatek13.pl/2013/03/wyzwanie-na-przekor-temu-co-za-oknem.html

 Tworem będzie oczywiście jajo. A dokładniej to oto jajo:

Jajo ma 10 cm i dwie strony utrzymane w klimacie spokojnej, nieco zimowej, a nieco alla-wiosennej tematyce. Ma cieniowaną w zieleniach bordiurę wykonaną wikolem :), wzory dopełnia zielona mgiełka wykonana niezastąpioną szczoteczką do zębów oraz lakier krystalizujący i tasiemka.






Niestety zostało ono sprezentowane, zanim przystąpiłam do wyzwania. Dlatego też wszystkie zdjęcia jaja, jakimi dysponuję mają (widoczną w tle) kurkę do kompletu :)