niedziela, 12 maja 2013

Kulaj się!

Troszkę czasu upłynęło od ostatniego wpisu "z prezentacją", ale trzeba było wywiązać się z kilku terminów i obietnic. A jak to już się udało, to pojawiła się praca i powroty wieczorami, kiedy to myśli się już tylko o herbacie i miękkiej poduszce pod głową... Ale do rzeczy. Mam w głowie pewien konkretny i duży plan - z motywem przewodnim, jakim są koty. Dziś pierwsza skromna odsłona moich pierwszych potyczek z transferem wydruków. Obiektem znęcania się były zakładki do książek. Transfer robiłam na zwykłej emulsji do ścian firmy Jedynka. Sprawdza się znakomicie.
Tak tylko szybciutko, dla wyjaśnienia, na drukarce laserowej wydrukowałam wybrany motyw w odbiciu lustrzanym. Pomalowałam emulsją miejsce, na które miał on przyjść oraz obrazek i przyłożyłam go, oczywiście wydrukiem do zakładki. Przez koszulkę do dokumentów wycisnęłam nadmiar farby i odłożyłam zakładkę do wyschnięcia. Następnie namoczyłam papier i zaczęłam go delikatnie rolować. Na raty, tak aby nie zedrzeć wydruku, ale aby usunąć cały "meszek".
Następnie przyszła kolej na lakier, lekkie postarzenia, przetarcia. Kilka motywów serwetkowych. Nieco akryli. Lakier i wstążeczka. Gotowe.

 Pierwsza pani z dużym kocurem (persem starej dobrej daty bądź maine coonem) otrzymała oprawę w brązach i jasnych różach. Nieco przecierek patyną w paście (ombra) oraz białej mgiełki wykonanej niezawodną szczoteczką firmy Signal.

Oczywiście, nie obeszło się bez drobnych uszczerbków na samym transferze. Ale myślę, że nie wyszło to na niekorzyść zakładce. Drugą stronę ozdobiłam różanym motywem z serwetki. Patyna, mgiełka. I lakier. Akurat pod rękę napatoczył mi się stary, dość twardy pędzel. Przez co lakier nakładał się pozostawiając smugi włosia. Efekt mi się jednak nieziemsko spodobał, bo pociągnięcie lakierem wzdłuż i w poprzek  nadało całości fakturę drobnej kratki, co świetnie współgrało z klimatem samego transferu - niczym powierzchni starej fotografii... Oczywiście tego nie widać, bo siadły mi baterie w aparacie i musiałam posiłkować się sprzętem z obiektywem zdecydowanie nie nastawionym na zdjęcia makro. Ale nadrobię to przy następnych prezentacjach swoich rękoczynów :)


Druga zakładka, to Ruth Weyher (grająca w filmach z lat 20tych XX w.) z najprawdopodobniej domową kicią na rękach. Niestety mam wrażenie, że pani w punkcie xero wydruki czarno-białe zrobiła na sprzęcie gorszej jakości, co niestety odbiło się na efekcie końcowym. Obrazek jest taki jakiś matowy i ogólnie dużo słabiej znosił rolowanie... Co bardzo dobrze widać, niestety...


 Zakładka dostała kilka zakrętasów wyciętych z serwetki, nieco stempli rosochatym pędzlem i kropel srebrnej oraz białej farby akrylowej. Oraz białawą wstążkę. Lakierowałam podobnie, czyli starając się uzyskać fakturę drobnej kratki.
Obie zakładki na początku przemalowałam na ciemno, zaświecowałam brzegi, przemalowałam na biało i przetarłam krawędzie aby wydobyć pierwszy kolor.


A jako że w międzyczasie - od skończenia dwóch zakładek, które się właśnie zaprezentowały - poczyniłam jeszcze kilka, które kończę, mam też parę spostrzeżeń. Przede wszystkim: nie ma co się spieszyć. Wczoraj rolowałam papier z transferu, który leżał sobie spokojnie z dwa dni i szło fantastycznie! Natomiast podejście numer dwa było totalną porażką. Aby nie ukulać obrazka skończyłam za szybko. Wciąż nie mam pojęcia, właściwie dlaczego?! Takie niewiadomoco zalakierowałam i... Oczywiście po wyschnięciu obrazek zmatowiał pod meszkiem z nieskulanego do końca papieru! Lakier na szczęście dało się ściągnąć, ale ponowne kulanie szło słabo i jakoś tak zniszczyło obrazek. Obrazek?! Jak szaleć, to na całego! Przecież nie ukulają się brzegi! O nie. W jednym wypadku zmaltretowałam twarz kobiety, w drugim nos kota... Masakra! Aby nie narobić większej katastrofy podciągnęłam kolory transferów przy użyciu oleju (takiego kuchennego) i położyłam znów lakier. Operacja się udała i pacjent przeżył. Choć jest dość obolały :P (nie wiem jeszcze jak ja tej biednej pani oko podmaluję...). Jak dokończę te zakładki, to też je pokażę. Tak dla przestrogi :]
Natomiast papier z transferów, które się uleżały, schodził pięknie. I nawet patrzenie pół okiem w telewizor, a pół okiem na to czy aby przypadkiem Chajjot (na którym leżała siatka, do której rolowałam papier) nie obudzi się i nie strzepnie wszystkiego na łóżko, nie spowodowało najmniejszych szkód :) Zresztą, mam nadzieję, że niebawem będę to mogła udowodnić obrazkowo. Czyli mamy już dwie obietnice do spełnienia. Eh. Królestwo za dłuuugi i wolny weekend!

wtorek, 7 maja 2013

Wyróżnienia

Sporo czasu minęło, odkąd napisałam że "jutro" pociągnę temat wyróżnienia Liebster Blog Award. Ale okazuje się, że nie jest łatwo wywiązać się z obowiązku, jaki spada na wyróżnioną. I troszkę się nie dziwię, że osoby prowadzące blogi i tworzące piękne rzeczy, które chciałoby się zaprosić do tej zabawy często mówią "NIE". Trochę zapachniało mi tu Hermanem :) Pamięta ktoś z Was jeszcze ten łańcuszek z ciastem szczęścia? Ależ to było tłuste i wciąż pączkowało w kuchni i wciąż się kogoś obdarowywało się zaczynem. Aż się miało tego ciasta po dziurki w nosie... Pewnie bym sobie darowała (tylko i wyłącznie w związku z bezsilnością) ciąg dalszy wyróżniania, ale jedna miła osóbka przyjęła to zaproszenie - wyróżnienie z uśmiechem i chęcią. Dlatego też po pierwsze: serdecznie zapraszam do paulaczekanawene aby pooglądać przecudne drobiazgi będące autorstwem kobietki ze śląskich terenów:) A i decoupage się tam znajdzie, taki jak np. o ten. I fajne etykiety i inne wzory, które można grzecznie podebrać i twórczo wykorzystać (po spełnieniu odpowiednich warunków:), jak np. te.

A zatem z pozycji numer 1 nominuję blog www.paulaczekanawene.blogspot.com i takie tam pytanka do Autorki kieruję:

1. Leżenie plackiem w pełnym słońcu na plaży czy aktywnie w lekkim cieniu i wiaterku?
2. W doniczkach (lub ogrodzie) zioła czy kwiaty?
3. Przez życie spontanicznie czy z planem, rozważnie?
4. Jeśli swawolne zakupy to szperanie po pchlim targu czy wyprawa do galerii handlowej?
5. Co jest bliższe Twojej naturze: panny ptaszek czy nocny marek?
6. Na deser "zdrowości" czy "słodkości"?
7. Gdy tworzenie, to wokół siebie ład i porządek czy artystyczny chaos?
8. Szał kolorów czy stonowany dobór barw?
9. Zawsze idealna czy nieraz szurająca kapciami i w piżamie przez pół dnia?
10. Na śniadanie kawa czy herbata?
11. (no nie mogę inaczej) Kot czy pies?

Obiecuję, oczywiście, dopisywać nominacje. Ale nie chcę do tego czasu trzymać w ukryciu swojego pierwszego wyboru:)