niedziela, 23 listopada 2014

Retroważki

To straszne, gdy wrogiem nie jest czas ot tak po prostu, którego brakuje na zrobienie, hmm... wszystiego, lecz niejako pewien rodzaj czasu, jaki mamy do dyspozycji. Obecnie dostępny jest niezmiernie irytujący - przed pracą: ciemno; po pracy: ciemno... I jak tu zrobić zdjęcie?! :)
Albo znów - wystarczy moment nieuwagi i mija ta krótka chwila zwana weekendem. Wiem, marudzę, ale właśnie nie zdążyłam przez to wszystko z terminem jednego z wyzwań :(
Dlatego swą uwagę w całości skupiam na tym oto wyzwaniu retro, organizowanym przez Retro Kraft Shop.


A do udziału zgłaszam to oto maleństwo:


Maleństwo pociągnięte dębową bejcą. Z motywem serwetkowym nie wieczku. Wykończone spękaczem dwuskładnikowym, złotą porporiną i zabezpieczone lakierem jachtowym. Nie do końca odpowiada mi ten efekt "na wysoki połysk", ale nie mam jeszcze pomysłu na to, czym innym by móc zabezpieczać porporinę...


Pedełeczko dostało jeszcze mały dekor oraz proporcjonalne do swej wielkości małe nóżki zrobione ze złotych koralików.



Wnętrze pomalowałam na biało. Wieczko dostało jeszcze lekki błękit na podkładzie ze spękacza jednoskładnikowego oraz motyw serwetkowy.


Z konkurencją Wyzwania szans nie mam, ale co tam :) Grunt, że udało mi się zmobilizować do posta. Bo niestety aura pogodowo-remontowa nie napawa energią do decou. Ale wierzę w to, że jest to już ostatnia taka kiepska jesień. I następnej będzie już i porządek, i ciepełko :)

wtorek, 14 października 2014

Wyzwanie!

Do posta z tym oto pudełeczkiem zabieram się już wieki całe... Nawet sobie roboczo zapisałam jego tytuł: "Wszystko jest kwestią przypadku" (czemu? o tym nieco później...). Czasem, jak widać, co się odwlecze, to kurzem porośnie i nada się do wyzwania, jakie na DECU Style zaproponowała nam Zuza.



Miejsce bieli - tak kojarzonej z pracami w stylu Vintage - zajęły tu zieleń ultramaryna i cyjan. Przecierek zaś - postarzanie brązem oraz złotem. Wnętrze przyzdobione jest typowym decoupagem serwetkowym. I to jedno było zamierzone, ze spodziewanym skutkiem. Reszta bowiem... Zacznijmy od początku.


Miałam raz sobie herbaciarkę "na trzy", którą zabejcowałam z zamiarem powtórzenia już wcześniej wykonanej pracy. Ale coś tam nie wyszło, coś nie leżało. Skrzyneczka poszła w odstawkę na długie miesiące. Któregoś dnia, chcąc przełamać tendencję "na brąz" wymyśliłam sobie błękit, brąz oraz złoto... Wyszło fajnie, tylko co dalej? Znów w odstawkę...
Potem był plan na odlewy z użyciem soli, ale wyszły zbyt topornie... Na szczęście w ręce wpadł mi stempel...

... oraz myśl, aby wypróbować relatywnie nowo zakupiony szablon. Miałam już wcześniej zdobytą w markecie budowlanym pastę strukturalną, z którą pierwszy raz mnie baaardzo rozczarował. Niemniej postanowiłam zaryzykować...
Efekt z lekka odbiegał od mojego o nim wyobrażenia. Uciapane, nierówne, podcieknięte. Próba wyczyszczenia przestrzeni pomiędzy wzorkiem - niekończąca się opowieść. 

Poddałam się i chwyciłam za papier ścierny, by to cholerstwo usunąć (a że ostatnim razem prawie się nie trzymało powierzchni...). Oczywiście, tym razem nie chciało puścić (!) Chaotyczna ścieranie przerwałam w chwili, gdy moim oczom ukazał się całkiem fajny efekt :] Taki nadgryziony zębem czasu relief. Zapaciałam go akrylami i licząc na cud (iż uda mi się zmyć wyłażący wciąż kurz z masy) pokryłam wszystko bursztynowym Werniksem 740 Maimeri (który dawno temu sprzedano mi jako step2 do zupełnie nie pasującego stepu1 spękań dwuskładnikowych). Wyschło, a ja byłam naprawdę zadowolona z tego, co widzę!

I tak niemal dobiegła historia pudełeczka po przejściach. Otrzymało ono jeszcze dwie dziurki, w których zamocowałam stare guziki oraz wstążkę do ich motania. Nie montowałam przekładem wewnątrz, gdyż w końcowej fazie znęcania się nad tą herbaciarką, postanowiłam, że będzie ona służyć do przechowywania soli i farb do patyn. 
I już. Trochę się rozpisałam, ale w końcu to nie fotoblog :] Pozdrawiam i życzę równie zaskakujących eksperymentów!

piątek, 19 września 2014

Walki z materią ciąg dalszy...

Wedle planu, pożyczyłam kabelek do aparatu. Niestety, gniazdko w moim jest innego typu, zatem zrobienie zdjęć na dzień dzisiejszy poprzedzone jest każdorazowo: przeniesieniem karty pamięci z punktu A (sprzętu A) do punktu B (sprzętu B); podładowaniem bateryjek/ przerzuceniem zdjęć/ przełożeniem karty do puntu A... A, nie daj Bóg, w tym procesie zapodzieje się któryś ze składników! Ostatnio znów padło na ładowarkę :-)

Mimo to udało mi się począć to i owo, a zwłaszcza dokonać kilku spostrzeżeń. Na pierwszy ogień idzie gips oraz sole patynujące. Robienie zakupów do decou zawsze jest wypadkową pomiędzy sercem a portfelem, w związku z czym pozwoliłam sobie na jedną formę firmy Efco. Gips zaś wzięłam taki najzwyklejszy, jaki to można kupić w sklepie z wkrętami do drewna, szpilami murarskimi, nitro i nakrętkami :)

Gips ma tendencję do szybkiego wysychania, w stopniu który dość poważnie utrudnia dalszą pracę nad nim. A że wypełnienie każdej formy trwa chwilę, dobrze jest wyrabiać go w mniejszych ilościach. Swoje formy wypełniałam "na raty", tak aby nie pozostawić bąbli powietrza (dobrze jest popukać od spodu w miejsce, gdzie takie właśnie paskudztwo nam się zrobiło) . 


Osobiście, lepiej pracuje mi się na dość wodnistym gipsie. Nie daje mu to czasu na zrobienie takich oto psikusów:

Aby zaś nie kusić losy, po wypełnieniu formy, dobrze jest przetrzeć nadmiar na brzegach. Gips jest delikatny, zatem każde dodatkowe muśnięcie odlewu papierem ściernym podczas obróbki może zakończyć się odbiciem detalu. A znając los, na pewno nastąpi to przy ostatnim pociągnięciu :]

Tyle w kwestii pierwszych doświadczeń z gipsową materią. Zapas przeszlifowanych odlewów gotowy. Przechodzimy do części drugiej. Czas na kilka refleksji na temat soli z serii Idea Patina.
Jako iż baaardzo ciężko było mi wybrać pomiędzy miedzią a brązem, ostatecznie nabyłam: miedź (200) + zieloną patynę (711), brąz (475) + niebieską patynę (712) oraz werniks kończący (715). Do podstawowych zasad, o których warto pamiętać należy: 
- aby nie kombinować podczas łączenia farb i soli
- aby po wyschnięciu soli nałożyć werniks, coby sól nie zbielała
- aby (baaaardzo ważne) nakładać sól na mokrą farbę!
-  to, że efekt zawsze nieco zaskakuje :)
Niby wszystko proste, ale jakże łatwo i szybo potrafi się skomplikować. Farby są gęste i szybciutko schną. Zwłaszcza, gdy oszczędza się na zakupach i nie nabędzie podkładu ;) Gips wsysa farbę, więc jeśli nakładamy ją na surowy odlew, dobrze jest sole nanieść na drugą warstwę farby. Próbowałam farbę położyć na gips pomalowany akrylem - efekt wyszedł oryginalny, a niespodziewany do granic (niżej dowody owej zbrodni). Farby są gęste, sole zaś mają konsystencję płynu. Nakładamy je tam, gdzie wydaje się nam, że powstaje w naturze patyna... albo gdzie chcemy i już :]
A w kwestii testu co dalej?
*A choćby to, że jeden z zestawów (brąz+blue) miał tendencję do ścinania się... i nie wiem, w czym tkwi przyczyna. Innym razem chyba pomyliłam kombinacje, bo patyna uzyskała kolor drugiego zestawu (i wyszła, co przeczy temu, iż mieszanie numerów mediów daje marne rezultaty). 
*Werniks się sprawdza. Sole nie bieleją. 

Reasumując, patyny to wcale nie taka łatwa zabawa, wymaga precyzji a wyniki i tak potrafią zaskoczyć. Nie jest to tanie medium, więc można by było zapytać, czy nie da się tego efektu zastąpić choćby farbą akrylową? Zapewne ta, choć sól potrafi wejść w każdą porę czy nierówność pracy, tym samym daje wrażenie, że mamy do czynienia z rzeczywistą patyną (jeśli przedmiot jest dobrze wykończony). Myślę, że zapanowanie nad żywiołem soli przyniesie coś fajnego, trzeba tylko ćwiczyć. I odlewać te kwiatki z gipsu, i odlewać! (A, warto dodać, że forma firmy Efco jest przyjemna w użyciu, odlewy ładnie z niej wyskakują, a i myje się ją raz dwa)

A oto kilka ujęć mej pierwszej konfrontacji z solami:

[ścinająca się blue patyna na brązie]
[green na miedzi - zupełnie inne rozchodzenie się...]
i inne...
[i na koniec koszmarek - gips zagruntowałam żółtą farbą akrylową. Pomimo warstwy miedzi/brązu sól wyżarła wszystko :) Przy okazji, raz dała efekt "chropowatości", drugi raz - "zeszkliwienia"...]

Post scriptum
W nieodległej przyszłości wrzucę nieco szczegółów, choćby o solach, do Szuflady :)

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Mam gips i nie zawaham się go użyć!

Mam remont. Taki straszny. Co pochłania przestrzeń, zmuszając ją do zagęszczania się w kartonach. Co pochłania czas, siły i chęć do zrobienia czegoś więcej aniżeli kolacji wieczorem, czy ocieplenia ściany w weekend. Ale mam już kawałek przestrzeni, gdzie stoi stół i regał, który podarowała mi Mama. Szuflady powoli zapełniają się słoiczkami, szablonami, pędzlami... Idzie ku lepszemu! No i mam urlop :] I tak mnie naszło, i mam nadzieję, że już szybko nie opuści. A że szczęście mi sprzyja, bo znalazłam (!) kabel do ładowarki od aparatu foto, mogę wrócić do decou i dzielenia się wynikami tego romansu z Wami :)
Plan jest ambitny, gdyż: mam herbaciarkę w stanie gotowym na kreację-kombinację, silikonową foremkę do gipsowych odlewów, gips budowlany oraz patyny. Będzie zatem dużo nauki i opanowywania mediów :]
Jak tylko naładuję aparat, to podzielę się wrażeniami...

A póki co, zapraszam do mojej Szuflady, gdzie pojawiło co nieco o tym, czemu już czoło stawiłam.

PS. Znalazłam ładowarkę, ale zgubiłam kabel od aparatu i nie mogę przerzucić zdjęć :] Królestwo za perfekcyjną panią domu, która ogarnie mój chaos!
(na szczęście, o ile nie zapomnę, postaram się pożyczyć kabelek od Mamy...).

poniedziałek, 19 maja 2014

Objedzony ciasteczkami misio budzi się ze snu...

To był chyba taki kryzys twórczy wieku wczesnośredniego. Trochę życie na walizkach a trochę inne sprawy (i szczypta lenistwa) sprawiły, że nie miałam motywacji by tu zaglądać. Na wielkanoc popełniłam trochę rękoczynów, ale nim zebrałam się by je opublikować mamy maj i chyba byłoby to trochę śmieszne. Może, przy okazji pewnych technik/ testowania mediów przemycę tegoroczne twory. A tymczasem powoli odgruzowuję moje decoubajery spod kurzu po remoncie i obiecuję zdecydowaną poprawę i aktywność twórczą oraz blogową. Tyle fajnych rzeczy na mnie czeka. Ale ja wciąż jeszcze czekam na wenę... a przynajmniej nieco wolnego czasu i nie tylko takiego; po 10 godz. sobotniego skakania po drabinie z wiertarką i wkrętarką :] Zatem, do zobaczenia niebawem! Dziękuję wszystkim zaglądającym i sama rozpoczynam wiosenną ofensywę obserwowawczą ]:-)