czwartek, 28 marca 2013

Nigdy nie mów "nigdy"... a zwłaszcza przed świętami...

Jajeczny nastrój postanowił jednak zagościć na dłuższą chwilę. Zostałam namówiona do popełnienia jeszcze kilku sztuk ozdób świątecznych, zasadniczo utrzymanych w podobnym, co uprzednio klimacie.



Zrobiłam też trochę małych jajek, które fajnie wkomponowały się w szkło... Z pakowaniem ich miałam "frajdę", gdyż pierw, po stoczeniu walki z folijką i ostatecznym jej obwiązaniu, uświadomiłam sobie, że miałam umyć szkło (= to dawaj, odwiązywać), a po ponownym zawiązaniu, przypomniało mi się, że miałam zrobić jajkom zdjęcia... (już nie odwijałam, za co przepraszam...). Przez tą folię efekt jest śreniawy, ale co zrobić :(






Popełniłam też taki jeden stroik, inspirowany Kasią z Inspirello...






piątek, 22 marca 2013

Kiedy pada śnieg, śnieg, śnieg...

Kiedy za oknem kolejny dzień tej wiosny pada śnieg a słupek rtęci niemiłosiernie wciąż opada, człowiek zaczyna się zastanawiać czy aby tych jajek to nie powinien przeszlifować na jakieś zimowe ozdoby choinkowe, choćby na kształt małych mikołajków o opasłych brzuchach...
Jajek za wiele nie zrobiłam, ale i tak jakoś się ich robieniem zmęczyłam... (czy raczej zniechęciłam do ich robienia?). Może to wszystko wynik początków, testowania farb, mediów. A przede wszystkim otrzymywania nie zawsze takich efektów, jakich bym oczekiwała... A szło to mi tak:

Szukając inspiracji, trafiłam kiedyś na jajka z ciekawym elementem esów-floresów, wykonanych prawdopodobnie konturówką. Jak na początkującą osobę przystało, miałam do wyboru konturówka albo 100 tysięcy innych przydatnych (i to chyba bardziej) bajerów, zatem sobie ją podarowałam. Ale mając dość często do czynienia z ciapaniem się w wikolu, spróbowałam nim to zastąpić braki w przyborniku. Jajka zatem przeszlifowałam, pociągnęłam emulsją a następnie obkleiłam wikolowymi glutami, które po wyschnięciu pomalowałam na biało akrylem. Poszło jako tako. Schody zaczęły się przy ich cieniowaniu... Różne akryle - różne chęci współpracy. A opóźniacz też furory nie zrobił. Rzeczywiście - sam to zasychał chyba po 2 dniach, za to z farbą, jakoś tak nieco szybciej ;)
Kolejny etap to oczywiście zagospodarowanie środków - tradycyjnie z serwetek... Potem lakier. I wykończeniówka. Na kilka sposobów:



Pierwsze dostało para-wiosenny wzór z gotowej kompozycji. Po zrobieniu, zorientowałam się, że w przypadku gruboziarnistego styropianu, trzeba bardziej przyłożyć się do gruntowania, bo inaczej widać skubaną jego strukturę :(


Jajko miało zostać wykończone super fajnym szklącym lakierem, dającym super fajny efekt. Tubeczka wielkości butelki do karmienia myszy, a cena mało adekwatna do efektu. Właściwie, to nie... Raczej sprzedający powinien opisać to medium jakoś trafniej. Bo szkli średnio... Za to z jakiegoś powodu... pęka. Przy czym też tak trochę jak chce... Bo znów, jak gdzie indziej chciałam efekt spękań uzyskać, to żem nie uzyskała... Zapewne to kwestia warstwy. Ale jak tu upaćkać takie jajo taką malutką ilością preparatu... Kurcze, po prostu szkoda go...

Chyba się ze mnie kaszub robi :D

Jajo numer 2 właściwie zostało potraktowane najmniej eksperymentalnie. Co prawda wiosenno-świątecznym akcentem jest na nich chyba tylko kolor zielony, ale jajo jest jajem :)


Jajko numer 3 zostało nieco bardziej podcieniowane w tle, choć ostatecznie kwiaty i tak nieco efekt zasłoniły. Po zalakierowaniu całości, obrzeża powstałego obrazka popstrykałam brązową i białą farba, co ładnie wypełniło przestrzeń. Tak iż zaczęło zdawać mi się, że wcześniejsze jajka są jakieś takie gołe... :)




A na koniec, coś z innej beczki. Jajo różano-pięczątkowe. Pokryte lakierem szklącym/ pękającym, który nie popękał (hehehe).


Róże celowo zajęły dolną część jajka. Przestrzeń pomiędzy pąkami uzupełniłam wyrywankami z serwetek z pismem. Kompozycję od góry pozamykałam stemplami (też z serwetek). Sam czubek jajka dostał jeszcze kilka piegów ze srebrnej farby.





Reszta jajowych eksperymentów wędruje do szuflady... A ja wracam do szkła i drewna :)

niedziela, 17 marca 2013

Paw w bejcowej panierce


Święta już tuż tuż, więc mam nadzieję, że to będzie ostatnie w tym miesiącu pudełko, bo zagruntowane jajka sterczą i sterczą na patykach, i czekają coby wprawić przy ich udziale w ruch małą jajeczną manufakturę :) A pudełko? Dużo, dużo bejcy, aby nadać drewnu ten ciepły, ciemny odcień brązu. Na wieczku, na podkładzie (kwadrat, powiedzmy że wielkości dokładnie takiej jak serwetka) naprasowałam zwór (czyli naniosłam klej do decou, poczekałam aż wyschnie, następnie przez szmatkę naprasowałam wierzchnią warstwę serwetki i jeszcze ciepłą posmarowałam ponownie klejem).
Jako, że gdzieniegdzie serwetka miała jasno brązowo - beżowe wtręty postanowiłam rozbić brąz drewna farbą w kolorze jasnego kremu (Idea 123). Barwę taką dostały brzegi wieka i dolnej części pudełka a także jego wnętrze...

Zapaćkać i pozostawić? O nie... Zwłaszcza, iż po pracy z ową kremową farbką na patchworkowej butelce wiedziałam, że pięknie wtapiają się w nią  wzory z  serwetek o podobnym tle (nawet jeśli wydaje się ono bardziej intensywne, ciemniejsze, to po oddzieleniu warstwy wierzchniej i przyklejeniu, niejednokrotnie okazuje się, że tło "znika". Nieraz znika też sam wzór dlatego warto pamiętać o podkładzie lub przed naklejeniem zrobić próbę z jakimś niewielkim skrawkiem).


Powyrywałam na mokro fragmenty z napisami, aby zlały się jeszcze bardziej z barwą wieczka. A na to przykleiłam wzór z kwiatem (również "wyrwany", przy czym tym razem starałam się zostawić jak najmniej tła dookoła, gdyż nałożenie go na litery spodniej serwetki spowodowałoby, iż te zrobiłyby się mało wyraźne). I jak zwykle, tam gdzie kwiat miał nachodzić na napisy położyłam lakier i warstwę farby, aby litery nie przebijały (oczywiście, mimo że sobie lekko zaznaczyłam, gdzie będzie wzór, to i tak miejscami farba wylazła poza liście, a gdzie indziej znów jest jej za mało i przez kwiat wybijają litery...). Na koniec lakier i gotowe.



Z makami nie-w-tle


W kwestii drewnianych przedmiotów, chyba zostanę konsekwentna - zapaćkaniu w 100% farbą mówię stanowcze NIE! Zatem i tym razem zostało ono potraktowane bejcą, jednak z uwagi na delikatny wzór z wieczka postanowiłam dolną część obkleić białą serwetką o delikatnym jasno różowym wzorze.


Środek zaś jest kombinacją powierzchni białych (pomalowanych akrylem) oraz ciepło brązowych (bejcowanych). Ale w to trzeba już uwierzyć mi na słowo :-) Co do samego wykonania, to pod serwetki - zarówno z wieczka jak i boków - położyłam biały podkład, aby wydobyć wzory.


W przypadku maków podkład "wyszedł" poza kwadrat w miejscach, gdzie płatki nachodzą na bejce (bez tego zlałyby się z tłem). Całość kilkakrotnie polakierowałam. I tyle. Nie dodawałam innych efektów, żadnych cieniowań czy spękań, bo taki - delikatny - efekt końcowy wydał mi się całkiem ciekawy :)

wtorek, 12 marca 2013

w tzw. międzyczasie...


A miało być tak pięknie, sprawnie... a przede wszystkim w okresie, kiedy to za oknem z dnia na dzień rosły śnieżne zaspy powstałe wskutek opadu z góry oraz przemiłego pana obsługującego pług, który z uporem maniaka dzień w dzień zasypywał mi wjazd na działkę wszystkim tym, co po drodze mu się nawinęło na łopatę... no i też, wtedy kiedy to Pan Małżonek był pareset kilometrów stąd, tak iż swobodnie i bez skrupułów mogłam rozrzucać po pokoju serwetki, pędzle i papierki po cukierkach :P Ale pierw wybrałam sobie długo realizującego zamówienie sprzedawcę, a potem jeszcze na deser okazało się że paczuszkę doręczyć ma firma kurierska ze szczęśliwą cyfrą w nazwie... O zgrozo... Strzeżcie się szczęśliwych furgonetek kurierskich... W związku z powstałą dziurą, postanowiłam zrobić dwie rzeczy: upiec eksperymentalną szarlotkę oraz zaprzyjaźnić się ze swoim Singerem... I tak to się skończyło:


Na podstawie straaasznie starego rysunku powstał zamysł szmacianej Igły maszynowej... Z jakiegoś wciąż niezrozumiałego dla mnie powodu okazało się, iż koordynacja nogi na stopce z operowaniem sfastrygowaną szmatką pod igłą to ogólnie rzecz biorąc ... abstrakcja... Ale ostatecznie laleczka uzyskała swój wdzięczny paskudny urok. A Chajjot jak widać bardzo ją polubił :) A przy tym jestem bardziej niż pewna, że następna lala będzie już miała głowę w kształcie zamierzonego owalu :D

Druga zaś sprawa to ciacho. Jadłam u cioci Małżonka... Fajny myk, choć dla mnie za słodki. Żadna to nowość kulinarna, ani odkrycie na miarę Masterchef'a ale ciasto jest tanie, szybkie i z każdym dniem smakuje inaczej. A jest to szarlotka na sucho :D


Jakoś tak się już kończyło, gdy postanowiłam je sfocić... za co przepraszam. Gdyby kogoś zainteresowało, to oto moja wersja na prodiż.
- 1,5 szklanki kaszy manny
- 1,5 szklanki mąki
- 0,5 szklanki cukru (mniej by też nie zaszkodziło...)
- kostka margaryny (albo masła...)
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- cynamon
- dwa naprawdę duże słoiki przecieru jabłkowego własnej roboty (w przepisie oryginalnym byłoby 1,5 kg jabłek, ale co z tego wyjdzie to nie wiem). Mus musi być mokry.

Mieszamy kaszę, mąkę, proszek i cukier w misce. W przypadku piekarnika ciasto ma być wstawiane do nagrzanego na 180stopni, zatem ja podgrzałam lekko prodiż (wcześniej smarując go masłem i posypując bułką tartą). Do prodiża wsypałam tak 1/3 masy proszkowej. Na to położyłam cienko pokrojone kawałki margaryny (jak się nie chciały ciąć to je lekko rozpłaszczałam w palcach). Na to warstwa jabłek i cynamon. Znów masa - margaryna - jabłka - cynamon. I ostatnia warstwa ciasta oraz margaryny. Margaryna powinna być rozłożona dość regularnie, bo od jej wchłaniania się zależy czy masa nam zmoknie i się zwiąże w ciacho.
I to pieczemy. Około godziny... Lub ciut dłużej, tak jak by to moja Babcia zrobiła - czyli na oko. Jak się ładnie zarumieni po tym czasie to będzie ok:)
Ciacho na ciepło jest super, choć trochę się rozpada... Na drugi dzień trochę jakby się przesusza i jest mocno chrupkie, a później robi się bardziej miękkie... W każdej wersji smakuje jednak fajnie... Polecam!

Znika błyskawicznie (i nie tylko wtedy, gdy czeka się na kuriera, obmyślając plan ratunkowy dla uprowadzonej i poniewieranej w gdańskim centrum dystrybucyjnym małej, biednej paczuszki do decou).
A paczka? A doszła. Doszła... Zatem koniec ze wstawkami z lekka nie na temat. Robią się jajka, robią pudełka. Niebawem powrzucam to co z tego wyszło.