piątek, 22 marca 2013

Kiedy pada śnieg, śnieg, śnieg...

Kiedy za oknem kolejny dzień tej wiosny pada śnieg a słupek rtęci niemiłosiernie wciąż opada, człowiek zaczyna się zastanawiać czy aby tych jajek to nie powinien przeszlifować na jakieś zimowe ozdoby choinkowe, choćby na kształt małych mikołajków o opasłych brzuchach...
Jajek za wiele nie zrobiłam, ale i tak jakoś się ich robieniem zmęczyłam... (czy raczej zniechęciłam do ich robienia?). Może to wszystko wynik początków, testowania farb, mediów. A przede wszystkim otrzymywania nie zawsze takich efektów, jakich bym oczekiwała... A szło to mi tak:

Szukając inspiracji, trafiłam kiedyś na jajka z ciekawym elementem esów-floresów, wykonanych prawdopodobnie konturówką. Jak na początkującą osobę przystało, miałam do wyboru konturówka albo 100 tysięcy innych przydatnych (i to chyba bardziej) bajerów, zatem sobie ją podarowałam. Ale mając dość często do czynienia z ciapaniem się w wikolu, spróbowałam nim to zastąpić braki w przyborniku. Jajka zatem przeszlifowałam, pociągnęłam emulsją a następnie obkleiłam wikolowymi glutami, które po wyschnięciu pomalowałam na biało akrylem. Poszło jako tako. Schody zaczęły się przy ich cieniowaniu... Różne akryle - różne chęci współpracy. A opóźniacz też furory nie zrobił. Rzeczywiście - sam to zasychał chyba po 2 dniach, za to z farbą, jakoś tak nieco szybciej ;)
Kolejny etap to oczywiście zagospodarowanie środków - tradycyjnie z serwetek... Potem lakier. I wykończeniówka. Na kilka sposobów:



Pierwsze dostało para-wiosenny wzór z gotowej kompozycji. Po zrobieniu, zorientowałam się, że w przypadku gruboziarnistego styropianu, trzeba bardziej przyłożyć się do gruntowania, bo inaczej widać skubaną jego strukturę :(


Jajko miało zostać wykończone super fajnym szklącym lakierem, dającym super fajny efekt. Tubeczka wielkości butelki do karmienia myszy, a cena mało adekwatna do efektu. Właściwie, to nie... Raczej sprzedający powinien opisać to medium jakoś trafniej. Bo szkli średnio... Za to z jakiegoś powodu... pęka. Przy czym też tak trochę jak chce... Bo znów, jak gdzie indziej chciałam efekt spękań uzyskać, to żem nie uzyskała... Zapewne to kwestia warstwy. Ale jak tu upaćkać takie jajo taką malutką ilością preparatu... Kurcze, po prostu szkoda go...

Chyba się ze mnie kaszub robi :D

Jajo numer 2 właściwie zostało potraktowane najmniej eksperymentalnie. Co prawda wiosenno-świątecznym akcentem jest na nich chyba tylko kolor zielony, ale jajo jest jajem :)


Jajko numer 3 zostało nieco bardziej podcieniowane w tle, choć ostatecznie kwiaty i tak nieco efekt zasłoniły. Po zalakierowaniu całości, obrzeża powstałego obrazka popstrykałam brązową i białą farba, co ładnie wypełniło przestrzeń. Tak iż zaczęło zdawać mi się, że wcześniejsze jajka są jakieś takie gołe... :)




A na koniec, coś z innej beczki. Jajo różano-pięczątkowe. Pokryte lakierem szklącym/ pękającym, który nie popękał (hehehe).


Róże celowo zajęły dolną część jajka. Przestrzeń pomiędzy pąkami uzupełniłam wyrywankami z serwetek z pismem. Kompozycję od góry pozamykałam stemplami (też z serwetek). Sam czubek jajka dostał jeszcze kilka piegów ze srebrnej farby.





Reszta jajowych eksperymentów wędruje do szuflady... A ja wracam do szkła i drewna :)

1 komentarz: